Przejdź do głównej zawartości

Dziecko na warsztat - Instrumenty

Odkąd urodziła się Zosia z olbrzymim zaciekawieniem śledzę blogi mam, które opisują swoje pomysły na zabawy z dziećmi. I tak właśnie trafiłam na cudowną inicjatywę: Dziecko na warsztat. Jest to projekt, w którym mamy pokazują swoim Maluszkom świat, razem poznają i doświadczają, a przy okazji świetnie się bawią. Więc jak tylko ukazała się nowa edycja postanowiłam nas zgłosić.
No i pierwszy miesiąc za nami. Temat we wrześniu był dowolny, wybrałam więc instrumenty, gdyż Zosia uwielbia muzykę.
Zadanie niby banalne, w rzeczywistości okazało się wcale nie takie proste. 
Naszą przygodę rozpoczęłyśmy od poznawania instrumentów, które mamy w domu. Grałyśmy więc na gitarze, pianinie i harmonijce ustnej.

Okazało się, że Zosia uwielbia instrumenty i teraz sama codziennie staje przy pianinie i gra. Poszperałam więc jeszcze trochę i znalazłam kolejne skarby: okarynę, misy tybetańskie i fletnię pana. 




Misa zdecydowanie była najciekawsza do zabawy, bo można było w nią stukać, przewracać i wrzucać do środka inne przedmioty.



Chcąc zapoznać Zosię z instrumentami, których w domu nie mamy, wydrukowałam jej obrazki. Nazywałyśmy je, układałyśmy, gniotłyśmy i uczyłyśmy się na nich "grać". 




Bawiąc się tymi karteczkami słuchałyśmy także płyty "Edukatki, czyli zabawy przy muzyce", na której nagrane są dźwięki wygrywane przez oglądane przez nas instrumenty. A przy okazji mogłyśmy sobie potańczyć, pośpiewać, wystukiwać rytmy i poskakać.




Poznawanie instrumentów tak bardzo nam się podobało, że postanowiłam zrobić kilka sama. Oczywiście zabawę rozpczęłam od poszukiwania materiałów najróżniejszych.



 A z tego, co znalazłam zrobiłam: grzechotki, bębenki i kij deszczowy. 







Oczywiście z pomocą Zosi. Choć dla niej najbardziej absorbujące było przekładanie fasoli z pojemnika do pojemnika.


Przy okazji pokazywałam jej również jakie dźwięki wydają różne przedmioty domowego użytku, typu korale, czy folia aluminiowa.



A na koniec postanowiłam puścić nas na głęboką wodę (dosłownie) i zrobiłam grające szklanki. Nalałam więc do każdej inną ilość wody i uderzałam w nie pałeczkami, tak aby każda wydawała inne dźwięki. 



Tej zabawy Zosia jednak nie podchwyciła, bo odkryła, że wodę najfajniej się rozlewa i ani uderzać, ani słuchać "szklanej" muzyki nie chciała.


Oczywiście przez cały miesiąc czytałyśmy różne książeczki, w których szukałyśmy instrumentów muzycznych, słuchałyśmy grajków ulicznych, a nawet organów kościelnych.



W planach miałam jeszcze wizytę w muzeum instrumentów muzycznych oraz koncert dla Maluchów, niestety, nie zdążyłyśmy... Ale oczywiście wybierzemy się w wolnej chwili, bo poznawanie instrumentów bardzo dla Zosi okazało się wciągające. I dla mnie również!


Dziecko na warsztat

Komentarze

  1. Uwielbiamy robić instrumenty z rzeczy, które mamy w domu, świetny warsztat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czyżby Zosia miała zostać muzykiem?? Świetny warsztat :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super warsztat! My tez lubimy robic instrumenty :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo piękny, muzyczny warsztat dla malucha. Też muszę się zebrać za zrobienie większej ilości domowych instrumentów. Na razie mamy grzechotki i kij deszczowy - niesamowicie relaksujący dźwięk. W planach bębenek i marakasy, ale będę się też inspirować Twoimi pomysłami, bo są proste i dają wspaniałe efekty dźwiękowe, a takie lubię najbardziej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam ten projekt, bo pokazuje że nawet takie maluchy mogą znaleźć coś dla siebie! Super muzyczny warsztat!

    OdpowiedzUsuń
  6. niezłe skarby domowe, takie instrumenty. ja tylko bęben z piwnicy mogłabym wygrzebać :)
    fajny warsztat. u nas też była faza na instrumenty muzyczne domowej roboty, to zawsze radocha :)
    pięknie inspirujesz!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziecko na warsztat - Kosmicznie

W październikowej edycji Dziecka na warsztat bawiłyśmy się Kosmicznie! Temat trudny dla 15-miesięcznego Maluszka, ale teraz już Zosia wie, co to są gwiazdy, księżyc i planety. A przynajmniej wie jak wyglądają i gdzie je we otaczającym ją świecie umiejscowić. Zaczęłyśmy prosto - co to jest gwiazda? W każdej książeczce, napotkanej wystawie sklepowej, czy obrazku pokazywałam jej gwiazdki i tłumaczyłam, że są one wysoko, wysoko na niebie. Oglądałyśmy też gwiazdy nocą, co prawda przez okno, co prawda w mieście, ale coś tam można było dojrzeć. A potem zaczęłyśmy dotykać. Na początek foremek w kształcie gwiazdek - bo wykorzystując kosmiczną tematykę postanowiłam upiec ciasteczka cynamonowe. Zabawa z foremkami była przednia, tym bardziej, że można było wkładać jedną w drugą. A potem do zabawy dołączył księżyc. Rozpakowywanie ciasta było olbrzymią frajdą. Podobnie jak wałkowanie, rozsypywanie mąki i wyciskanie gwiazdeczek. Jednak największą radością okazało się próbow

A gdzie jest?

Najczęściej zadawanym pytaniem i ulubioną zabawą Zosi jest ostatnio: A gdzie jest? Pytanie to pada wszędzie i często, więc bawimy się tak w łóżku, na spacerze, przy jedzeniu, w kąpieli... A przede wszystkim czytając i oglądając książeczki. Oczywiście znamy Mamoko i Ulicę Czereśniową. Ale ostatnio znalazłam perełkę w tym temacie: "Szukaj i znajduj. Wielkie miasta", wydawnictwa Wilga. Na każdej stronie książki jest ilustracja obrazująca jedno z dziewięciu wielkich miast świata i charakterystycznych dla niego budowli, ludzi, bądź innych elementów. Możemy spotkać mnichów w New Delhi, londyńskich policjantów, czy amerykańskich superbohaterów. Dodatkowo na każdej stronie są wyszczególnione elementy do znalezienia na obrazku i ich ilość. Można na przykład w Stambule rozejrzeć się za jednym latającym dywanem. Książka świetnie nadaje się do zabaw w: A gdzie jest?, ponieważ małych elementów jest bardzo dużo, a każde oglądanie pokazuje nam nowe, ukryte rysunki. Dzieck

Prosta maszyna Goldberga

Kilka dni temu zrobiłyśmy z Zosią bardzo prostą maszynę Goldberga. Wzięłyśmy rury kartonowe, które Zosia troszkę pomalowała farbkami. Rury pocięłyśmy na mniejsze kawałki i przykleiłyśmy taśmą klejącą do ściany szafy, tak, by utworzyć tor dla piłeczki pingpongowej. Na samym dole postawiłyśmy wiaderko, do którego piłka powinna wpadać. Zosia okleiła jeszcze całość naklejkami i zabawka gotowa! Nie jest zbyt estetyczna ale daje nam mnóstwo radości. A to w końcu jest najważniejsze :)