Zapytano mnie ostatnio, czy w związku z tym, że jestem
ekorodzicem nie szczepię dziecka. Szanowni Państwo, to co zaraz napiszę będzie
naładowane emocjonalnie i i być może agresywne, ale mam już dość. W pytaniu
zawarto dwa dramatyczne absurdy, z którymi koniecznie muszę się rozprawić.
Co
to właściwie znaczy EKORODZIC? Ekologia to jedna z biologicznych nauk, która
naprawdę nie ma nic wspólnego ze zdrowym karmieniem dzieci, czy wielorazowym
pieluchowaniem. Zajmuje się ona interakcjami między organizmami, a ich
środowiskiem życia. No chyba, że chodzi o interakcje między ekomamą, a jej
ekodomem i ekodzieckiem… Być może greckie słowo „oikos” (dom), od którego Ernst
Haeckel stworzył nazwę nauki - ekologię, tak zmyliło ekorodziców. Bo w końcu w
domu większość ekoczynności jest ekoczynionych przy pomocy ekoakcesorów
znalezionych w ekoporadnikach. O co tu
chodzi? Nie wiadomo. A jak nie wiadomo… to wiadomo o co chodzi. Modne,
eleganckie słówko, które pozwala sprzedawać pralki, samochody, papier
toaletowy, czy styl życia. Termin, który marketingowcy ukradli biologom,
poprzekręcali i z powodzeniem sprzedają. A my zwykli szarzy ludzie z przyjemnością
kupujemy. I może nie byłoby w tym nic
strasznego, w końcu mamy demokrację i każdy może robić co mu się podoba.
Problem jednak zaczyna się, gdy docieramy do drugiej części pytania. Otóż
sprzedaż ekoidei, za pomocą ładnie wyglądających w telewizji śniadaniowej
ekomam stanowi w moim przekonaniu, duże zagrożenie. Bo oto zaczyna chodzić po
naszych pięknych, polskich ulicach coraz więcej niczemu niewinnych dzieci,
które potencjalnie są epidemiologicznym zagrożeniem dla całej populacji. Ich piekielnie mądrzy ekorodzice
nie chcąc dać zarobić obrzydliwym korporacjom farmaceutycznym, wypinają się na
nasze prawo i dziatek swych szczepić nie będą. I nie byłoby powodów do
niepokojów, gdyby to był jakiś margines. Moda niestety ma to do siebie, że
rozprzestrzenia się jak, nomen omen, wirus. W związku z tym coraz więcej
immunologicznych pasożytów biega po naszych podwórkach. Dlaczego pasożytów? Czy
myślicie Państwo, że ekorodzice rezygnowaliby ze szczepień , gdyby w Polsce na
odrę zapadałoby (jak w latach 80-tych) 120 tys. dzieci rocznie? Myślę, że dwa
razy by się zastanowili. Ponieważ w 2005 zachorowało13 dzieci znaczy, że odry
nie ma, a płacić krwiożerczym korporacjom nie trzeba. No bo łatwo głosić
ekopoglądy z niezaszczepionym dzieckiem na rękach, gdy reszta ludności jest
odporna. I szansa, że ekomaluch złapie śmiertelnie niebezpieczną chorobę,
nikła. Ale liczba ekorodziców rośnie, rośnie więc możliwość spotkania większych
grup ekopociech na ekowiecach organizowanych przez telewizje śniadaniowe. A co
jeśli połowa przedszkola ma ekorodziców? Jako nieekorodzic z radością szczepię
swoje ukochane dziecko, dziękując w duchu, że przyszło mi żyć w czasach, w
których nie muszę bać się odry, czy gruźlicy. Mam przynajmniej taką nadzieję…
KreoTata
Drogi KreoTato, brawo za wskazanie prawdziwej istoty ekologii. Tak niewielu ludzi jeszcze rozróżnia ekologię i eko-oszołomstwo.
OdpowiedzUsuńJednak w drugiej części postu (niechcący?) uległeś modzie na walkę z mitycznymi antyszczepionkowcami.
Nie jestem rodzicem, ale mam do czynienia z tematem na co dzień. Słyszę argumenty zwolenników i przeciwników szczepień i niestety wielu z nich nie ma pojęcia o czym mówi, powtarzając bezwiednie zasłyszane w mediach informacje. Powtarzam więc każdemu, żeby wziął się za samodzielne myślenie, bo jeśli naprawdę chcesz zapewnić dziecku bezpieczeństwo, to zacznij od siebie. Statystyka jest twarda i pokazuje, że wśród chorych np na modną ostatnio odrę, znakomita większość to dorośli. Dzieje się tak dlatego, że szczepionki dają odporność na kilka-kilkanaście lat. Później należy znów się zaszczepić co najmniej dawką przypominającą. Zachęcam do udania się do sanepidu, tam powiedzą ci więcej na temat szczepionek używanych w czasach, gdy byłeś szczepiony. Powiedzą też na ile czasu dawały one odporność. Mogę ci jednak od razu powiedzieć, że najprawdopodobniej jeżeli masz powyżej 27 lat, to jesteś dla swojego dziecka takim samym "zagrożeniem epidemiologicznym" jak dzieci nieszczepione, ponieważ praktycznie wszystkie twoje szczepionki straciły ważność.
Warto też przemyśleć fakt, że każda zaszczepiona osoba przez pewien czas po szczepieniu może zarażać tym na co ją zaszczepiono. Stąd w naszej przychodni modyfikuje się nieco kalendarze szczepień w przypadku rodzin z kilkorgiem dzieci w różnym wieku.
Odporność stada, na którą się powołujesz z biologicznego punktu widzenia niestety nie istnieje. Jest bardzo sprytnym wymysłem, ale jednak wymysłem.Jeśli choroba jest w środowisku (a każdego roku pojawiają się zachorowania na większość chorób, na które się szczepi) to osobniki podatne na nią zapadną niezależnie od odporności innych. Jest to jeden z podstawowych mechanizmów selekcji naturalnej.
Wyszczepialność rzędu 98% jaką mamy w kraju, jest ogromnym sukcesem, ale tylko dla tych którzy są szczepieni, bo reszta jest zdana na siebie. Jednocześnie ta reszta nie stanowi dla Twojego dziecka większego zagrożenia niż ty sam bez ważnych szczepień.
Codziennie spotykam ludzi, którzy szczepią i tych, którzy odmawiają i naprawdę byłoby znacznie lepiej, gdyby jedni i drudzy lepiej się do siebie odnosili, ale też gdyby trochę więcej myśleli samodzielnie i analizowali fakty.
Wtedy wiedzieliby, że wzajemna wrogość jest całkowicie bez sensu.
Pozdrawiam.
Dziękuję za odpowiedź, wiele racji jest w tym co piszesz, a ja zbytnio kilka rzeczy uprościłem. Nie ze wszystkim jednak się zgadzam. Nie chodziło mi o odporność stada - która jest tylko konstruktem teoretycznym, ale o czystą statystykę. Im mniej jest chorych, tym mniejsza szansa na kontakt z chorobą, na zapadnięcie i zarażanie kolejnych obywateli. Jeśli więc mamy kilkanaście przypadków odry, szansa na kontakt z patogenem jest nikła. Wraz ze wzrostem liczby zachorowań (która jest wprost proporcjonalna do szumu medialnego wokół szczepień) wzrasta szansa na kontakt dorosłego człowieka drobnoustrojem i przyniesieniem go do domu... do dziecka, być może jeszcze nie zaszczepionego. Patrząc na mapę występowania polio w Europie i w Afryce, chyba nie ma wątpliwości, że jednak dobrze żyć w kraju gdzie zmusza się ludność do szczepień. Być może wzajemny szacunek ucywilizowałby dyskusję o szczepieniach. Naprawdę staram się znaleźć w sobie najgłębiej ukryte pokłady szacunku, ale czasem moje ograniczenia biorę górę, szczególnie kiedy nawołując do przestrzegania polskiego prawa czuję się jak radykał. Coś jednak jest nie tak. I tak sobie jeszcze myślę... na litość boską, czy przypadkiem antybiotyki nie są większym zagrożeniem współczesnego świata? Może powinniśmy zbojkotować także i te medykamenty, choć raczej Darwin szybko rozprawiłby się wyznawcami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie